„Nigdy nie zapomnę tego pytania. Nie dlatego, że było agresywne. Przeciwnie – było zbyt ciche, zbyt spokojne.” Tak zaczyna swoją opowieść Marek J., komornik z ponad 10-letnim doświadczeniem, działający na terenie Śląska. Choć zna prawo jak własną kieszeń, to życie nauczyło go, że każda sprawa to nie tylko paragraf – to historia człowieka.

Przypadek z Imielina

Tego dnia miał dwie wizyty. Jedną w firmie transportowej – standard: leasing, zaległe raty, spisanie pojazdów. Druga miała być „prosta”. Kobieta, lat 74, niewielki dług wobec spółdzielni – kilka tysięcy złotych za czynsz. Brak reakcji na wezwania. Standardowe postępowanie.

– Weszliśmy razem z asystentem. Otworzyła nam starsza pani, drobna, siwe włosy, w rękach rosół w garnku. Dosłownie. Gotowała obiad – wspomina Marek.

Zanim powiedział, po co przyszedł, ona zapytała: „Pan przyjechał zabrać?” – i postawiła garnek na podłodze. Nie było krzyku. Nie było lamentu. Była tylko cisza i zmęczenie.

Kancelaria –  komornik w Pszczynie

Komornik nie decyduje. Ale czuje.

Zgodnie z przepisami, Marek mógłby zająć część emerytury. Mógłby opisać sprzęt domowy – stary telewizor, kuchenkę gazową. Ale nie zrobił nic. Zawiesił postępowanie i wrócił z informacją do wierzyciela.

– Zadzwoniłem do spółdzielni. Powiedziałem, że nie chcę tego prowadzić. Że może warto dogadać się inaczej. I, o dziwo, poszli na ugodę. Rozłożyli to na raty – mówi.

Pani Maria spłaciła całość w dziewięć miesięcy. Regularnie, z emerytury. Dziś, co roku przed świętami, przynosi do kancelarii słoik ogórków i ciasteczka.

Za mundurem emocje też idą

Wbrew obiegowym opiniom, komornik nie zawsze oznacza koniec. Czasem jest początkiem – bolesnym, ale koniecznym. Problemem nie jest zawód komornika, ale to, jak niewielu ludzi zna jego prawdziwą rolę.

– My naprawdę nie chcemy krzywdzić. Ale jeśli ktoś przez trzy lata nie płaci alimentów, mimo że pracuje, jeździ autem i wrzuca zdjęcia z wakacji, to nie mam litości – dodaje Marek.

W pracy miał już do czynienia z groźbami, z agresją fizyczną, z próbami przekupstwa. Ale najgorsze były te momenty, w których czuł, że ma rację, a jednak serce podpowiadało coś innego.

Komornik to nie tylko zawód. To wybór

Marek nie żałuje swojej drogi zawodowej. Mówi, że komornikiem zostaje się raz – i zostaje się nim na dobre i na złe. Ale dziś inaczej patrzy na ludzi. Mniej ocenia, więcej słucha.

– Może i jestem symbolem systemu. Ale jestem też ojcem, sąsiadem, człowiekiem. Nie chowam się po kątach, nie noszę maski. Chciałbym, żeby ludzie przestali myśleć o komorniku jak o wrogu. To po prostu ktoś, kto robi to, czego inni nie chcą tknąć – kończy.